Nastała już prawdziwa wiosna. Słońce pięknie i ciepło przyświeca, więc trudno było mi przysiąść do napisania kilku słówek o sobie i kolejach mojego życia :)
Zacznę może od najważniejszej sprawy, a mianowicie - wszyscy muszą mi oddać hołd i stwiedzić, że jestem WIELKA! Pierwsza odkryłam, że u Mamy w brzuszku jest dziewczynka, a nie chłopiec. Moi Rodzice i lekarz potrzebowali do tego jakichś specjalistycznych urządzeń, a wystarczyło tylko mi uwierzyć na słowo :) Ciekawe, jak się będzie nazywała? Oby nie miała takiego ładnego imienia jak ja :)
Wraz z Mamą przystąpiłyśmy do przygotowań na przybycie nowej mieszkanki naszego domu. Zaczęło się od prania ubranek, dziwnie mi skądś znajomych, odświeżenia łóżeczka, w którym do niedawna spałam, a które teraz zasiedli moja Siostrzyczka. Myślałam wszakże, żeby załatwić tam lokum dla mojej lali, ale Mama była nieugięta - a niech jej tam będzie, jakoś to przebolejemy z lalą!
Nie mogę co prawda zrozumieć Mamy, dlaczego nie chce wypuścić dzidzi z brzuszka, żeby się ze mną pobawiła. Żeby zachęcić dzidzię, przykładam do brzucha Mamy swoje zabawki, bawię się w "a ku ku", a nawet próbuję dać jej coś do picia, ale ona wciąż jest taka niezdecydowana. No cóż, myślę, że już wkrótce nadrobimy te zaległości!
Z faktu powiększenia naszej Rodziny awansowałam w przyspieszonym tempie na starszego niemowlaka, gdyż nie śpię już w łóżeczku dla małych dzidzi, tylko w takim dorosłym łóżku i mam je całe dla siebie i dla lali.
Jak już zapewne zauważyliście, co jakiś czas w moich słowach pada słowo "lala". Moja lala jest dla mnie kimś bardzo ważnym, a mianowicie moją przyjaciółką. Postanowiłam w związku z tym, że umożliwię jej uzyskiwanie takich samych przywilejów, jakich ja doświadczam. A więc po pierwsze: lala zawsze ze mną je i ma swój własny śliniak, po drugie: jej ubranko musi być uprane, po trzecie: śpimy razem w jednym łóżku przykryte tą samą kołderką i po czwarte: lala musi być świadkiem moich nocnikowych dokonań.
Wyrastam na kobietę z krwi i kości. Ostatnio Mama i Tata, dbając o mój dobry wizerunek, zaprowadzili mnie do prawdziwego fryzjera. Mama wzięła mnie na kolana i mogłam spokojnie obserwować, co dzieje się na mojej główce. Stwierdziłam też, że fascynuje mnie to, co każdej kobiecie nieobce, a mianowicie ubrania i lustro. Mogłabym stać i stać przed lustrem, podziwiając wszystkie swoje stroje, które tylko uda mi się wyciągnąć z szafy.
Wspólne zakupy z Rodzicami też są ciekawe i rozwijają moją kondycję fizyczną. Nie do końca jednak rozumiem ich ideę, ponieważ moi Rodzice sprzeciwili się przeniesieniu wszystkich chrupków kukurydzianych do naszego koszyka, a przecież ja chciałam dobrze... Pewnego razu jednak postanowiłam kupić sobie szproty w pomidorach, które udało mi się przemycić, ale tylko do kas, gdzie zostały zauważone przez Tatę, skonfrontowane z listą zakupów, skonfiskowane i zaniesione na miejsce. A tak chciałam ich skosztować.
Jak przystało na praktykującą katoliczkę, co niedzielę chodzimy do "bobo", czyli do Bozi do kościoła. Obserwuję Rodziców skwapliwie i uczę się od nich, jak i kiedy się klęka, a od wujka Pawła, jak składać pobożnie rączki.
Na przełomie marca i kwietnia udało mi się zaliczyć kolejną zdobycz techniczną, a mianowicie po raz pierwszy jechałam autobusem. Trochę byłam zdziwiona, że tyle ludzi może jechać w samochodzie i w dodatku nie mają fotelików. Co na to policja? :) Zaciekawił mnie też elektroniczny zegar, któremu brakowało jednej kreseczki.
Rozwijam się werbalnie, choć lubię pozostać tajemnicza. Wymawiam niektóre trudne słowa, np. "drzwi" czy "anioł", ale wymówienie niektórych, w tym mojego ślicznego imienia, jest dla mnie trudne, więc zasłaniam się tajemnicą i odpowiadam enigmatyczne "yyy..." i mam problem z głowy.
Ostatnie święta wielkanocne będę bardzo miło wspominać, a to z dwóch powodów! Miałam niekwestionowany udział w malowaniu jajka, które potem wszystkim pokazywałam. Lany Poniedziałek okazał się tak ciekawym dniem, w którym mogłam pokazać innym, że muszą się mnie bać, bo mam wodną broń. Oblewałam wszystkich po kolei, nie oszczędziłam nawet lalek i przy okazji siebie... Nie wiedziałam, że taki dzień jest, bo dla mnie mógłby trwać cały rok :)
Jeszcze na koniec napiszę, że ostatnio stałam się stałą bywalczynią podwórkowych piaskownic, w których mogę rozwijać nie tylko swoje zdolności manualne, ale przede wszystkim poznawać ciekawych ludzi, czego i Wam życzę na te wiosenne chwile!
20 kwietnia 2007 r.
|